Gobelin w kolorze brown powstał dzięki przesiadywaniu w najmniejszym pokoiku w moim mieszkaniu. Wszystko bowiem w tym pokoju jest utrzymane w kolorach brązu, beżu, bieli i słonecznego żółtego. Siedziałam tak w te długie zimowe wieczory i stwierdziłam, że brakuje mi tu czegoś wełnianego (nie licząc skóry barana wyściełającej mój ulubiony fotel). I tak zrodził się pomysł na niewielki gobelin (jednostronną tkaninę artystyczną, służącą do dekoracji ścian) w kolorze brown!
Tkałam standardowo na mojej jedynej ramie tkackiej, wykonanej przez mojego Tatę, gdy dawno temu zasiano w moim sercu ziarno tkactwa. Problem techniczny polegał na tym, że cała tkanina była tkana do góry nogami, więc trzeba było czasem użyć dodatkowych zwojów wyobraźni, by to wszystko poprawni poskładać.
I tak proces tkacki, choć tkanina niewielka, trwał ponad miesiąc.
Następnie wiązanie nitek, zabezpieczanie tkaniny przed pruciem i dowiązywanie do kija – elementu składowego tkaniny.
Pozostało mi jeszcze najbardziej pracochłonna, lecz też satysfakcjonującą praca przy rozplątywaniu włóczek i zabawie w fryzjera.
I kiedy już to wszystko było gotowe trzeba było zdecydować, gdzie gobelin ma się zaprezentować. Póki co padło na ścianę naprzeciwko okna, pod obrazem zimy (jakby ktoś pytał co to za obraz, jest to praca malarska w wykonaniu mojej zdolnej szwagierki Ewy).
Całość prezentuje się, w mojej opinii, całkiem dobrze!
PS. A teraz kilka zdań o tematyce prywatnej… Otóż, moja nieobecność na blogu, moje ociąganie się przy pracy, moje powolne robienie czegokolwiek spowodowane jest pewnym czynnikiem. Jak to w życiu (prawie)każdego małżeństwa bywa, przychodzi taki moment, w którym małżeństwo przestaje być parą, a powiększa się. I tak właśnie jest u nas. Aktualnie jesteśmy, ja jestem, na etapie intensywnego powiększania się. W związku z tym, zwracam się do Was drodzy Czytelnicy o wyrozumiałość. Sama nie wiem czy i kiedy dam radę coś ciekawego Wam zaprezentować. Gotowanie obiadu, robienie zakupów, czy pranie skarpeteczek tak małych, że mieszczą się na moim kciuku, być może jest fascynujące, ale nie jestem pewna, czy każdą z tych czynności warto zaprzątać Wam głowę.
Nie wiem też, jak to wszystko się potoczy. Nie chcę się z Wami żegnać, bo przecież nie umieram! Jednak nie wiem, w którą stronę Mój Miły Czas podąży. Czy zatrzymam się na nieregularnym rękodziele, czy zacznę z fascynacją opisywać życie matki i dziecka. Nie wiem. Wiem tylko jedno, aktualnie teraz będę potrzebować duuuuuużo wsparcia, wyrozumiałości, zrozumienia i … kawy 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Elżbieta i Potomek