Co to był za maj… maj 2016… był z pewnością wyjątkowo emocjonujący!
Do tego maja, jak to się mówi, przygotowywałam się całe życie. Nie chodzi tu o to, że świętowałam ćwierćwiecze swojego istnienia. Nie chodzi tu o to, że rzuciłam pracę biurową, że wypowiedziałam umowę mieszkania, że wszystko spakowałam w kartony i wywiozłam na drugi kraniec Polski (kraniec to za dużo powiedziane, ale z pewnością dalej niż kiedykolwiek mieszkałam). I bynajmniej nie chodzi tu o to, że w nowym miejscu postanowiłam ze wszystkich sił sprawdzić się jako ekologiczna pani domu…
Chodzi tu zupełnie o coś innego, o coś ważniejszego, o coś piękniejszego, o coś gdyby nie to coś, to by tego wszystkiego co przeczytaliście wcześniej nie było…
A całe to pozytywne zamieszanie wzięło się stąd, że mój Domownik, stał się oficjalnym Domownikiem mojego serduszka – a mówiąc wprost porzuciłam panieńskie życie, by stać się pełnowartościową żoną!
Do mojego rodzinnego drewnianego domku pod laskiem, przyjechał po mnie żółtym jeep’em i stamtąd porwał mnie wprost przed ołtarz mojej parafii.
Oficjalnie pobłogosławieni, jako już małżonkowie udaliśmy się na salę weselną, która również znajdowała się „Pod Lasem”!
I tak właśnie kontynuując nasz wspólny maraton wielkich życiowych zmian informuję, że w związku z tym całym „zamieszaniem” od czerwca 2016 roku porzucam widoki tatrzańskich szczytów na spokojne pola i lasy łódzkich ziem.
Co oczywiście nie oznacza, że zapominam o korzeniach! O nie! Nie ma tak łatwo, ja „Góralka” będę dzielnie reprezentować naszą kulturę tu na płaskiej ziemi 🙂
Co to był za maj… maj, w którym stałam się Panią Lenart!
Pozdrawiam, już z Tomaszowa Mazowieckiego
E.