Pies alert! to dwa bardzo ważne słowa, których nauczyłam się po adopcji mojej Kropki (tutaj wpis – KLIK). Zaczęłam wtedy interesować się procedurami związanymi z bezpańskimi zwierzętami. Myślę, że każdy z nas powinien choć raz zastanowić się co robić w sytuacji zalezienia bezpańskiego psa, bo każdy z nas może takiego psa (lub inne zwierzę) spotkać.
Po pierwsze i najważniejsze, nie wolno nam odwrócić wzroku i udawać, że nas to nie dotyczy! Zwierzęta tracą dom z różnych powodów: ucieczki, zgubienia się lub celowego porzucenia, niektóre rodzą się bezpańskie, są też sytuacje kradzieży. Nam jako ludziom nie wolno skazywać zwierząt na życie bez opiekunów, a choćby dlatego, że takie życie kończy się w cierpieniach (w trakcie choroby, po wypadkach, z głodu i wycieńczenia). Uczmy się reagować i uczulajmy innych, by również reagowali. Pomyślcie o swoich zwierzętach, gdyby z jakiegoś powodu zniknęły, zapewne życzylibyście sobie, by ktoś okazał im pomoc i umożliwił powrót do domu. Oczywiście warto podkreślić, że za swoje zwierzęta odpowiada opiekun i nie powinno dochodzić do sytuacji ucieczki czy zaginięcia, ale życie pisze różne scenariusze…
Ostatnio przechadzałam się po łące i zauważyłam dużego czarnego psa, a w okolicy nie dostrzegłam żadnej osoby. Przyzwyczajona do małych psiaków poczułam przede wszystkim strach o siebie i moje zwierzaki. Uzbroiłam się w kij i poszłam sprawdzić co to za przybłęda, którego ewidentnie zainteresowały pasące się na łące kozy. Tak, kij miał mi posłużyć za broń w razie agresji. Zbliżyłam się na bezpieczną odległość i zapytałam: „Co tam piesku, czegoś chciał?!”.
Pies przybrał postawę uległą (i tutaj warto zapoznać się z podstawowymi postawami psów, by przewidzieć z jakim zamiarem zbliża się do nas nieznajomy pies), przyczołgał się pod moje nogi, po czym wskoczył na mnie i objął łapami (tutaj byłam autentycznie przerażona, bo pies był prawie mojej wielkości i mógł mnie kłapnąć zębami w twarz). Wtedy już wiedziałam, że psina błaga o pomoc…
Pozwolenie na takie skoki nie było zbyt mądre z mojej strony, bo nie znałam tego psa, ale tak wyszło. Postałam z psem przez chwilę, obejrzałam go sobie i zobaczyłam, że: to suka, ma piękną błyszczącą sierść, nie jest ani brudna ani skundlona, ma białe zęby, czyste uszy, błyszczące oczy, nie ma obroży, jest chuda. Po 10 minutach miziania i oglądania psa, który nie chciał się odkleić, nie zauważyłam żadnego człowieka. Postanowiłam, że idzie ze mną i że pomogę jej wrócić do domu. Zakładałam, że ma dom, bo jest ładnym i zadbanym zwierzakiem.
Lis w kurniku!
W drodze do domu pies był bardzo grzeczny i zachowywał się jakby był ze mną na spacerze. Obszczekała kozy, a przywoływana przybiegała radośnie. Niestety po wpuszczeniu na podwórko rozpoczął się atak na moje kury i agresja na moją Kropkę. Suczka szybko trafiła do podwórkowego kojca, gdzie nie zagrażała innym zwierzakom. Chwilę, później wzięłam ją na smycz i poszłyśmy na spacer popytać sąsiadów czy jej nie znają. Psina na smyczy prowadziła się bardzo ładnie, ale nikt jej nie znał i nie kojarzył właścicieli. Przy okazji rozmowy z napotkanymi ludźmi zgłaszałam im pies alert, że jakby ktoś szukał, to suczka jest u mnie. Ze spaceru wróciłam zmartwiona, ten pies nie był stąd… Wiejska rzeczywistość również nie była zbyt różowa. Większość napotkanych ludzi podpowiadała, żebym psa puściła i przepłoszyła, bo tylko sobie problemów narobię…
Pies alert!
Wróciłam do domu, zrobiłam zdjęcia i od razu wstawiłam na media społecznościowe informację, o znalezionym psie i prośbie z pomocą o odszukanie jej właścicieli. Ona musi mieć gdzieś właścicieli, jest zadbana i grzeczna. Jest dużym psem, może uciekła i przebiegła wiele kilometrów zanim trafiła do mnie? Ale z drugiej strony jej sierść nie była ani brudna ani potargana, a łapy nie wyglądały na umęczone długą podróżą… Zaczynam mieć złe przeczucia. Pies trafia do kojca, dostaje jeść i pić i czekamy.
Obieg informacji.
Mój pies alert! dość szybko się udostępnia i dociera do coraz większej ilości odbiorców, wieczorem dostaję pierwszy telefon. Zadzwonił Pan, który opowiedział, że ten pies był u niego przez ostatnie 2 dni. Pies piękny, uroczy, grzeczny i zadbany, ale niestety nie dogaduje się z jego zwierzętami gospodarskimi. Pan powiedział, że dziś rano na spacerze mu uciekł i pewnie w ten sposób trafił do mnie. Pan podpowiada, by sprawę psa zgłosić do urzędu gminy.
Gmina poinformowana.
W każdej gminie czy urzędzie miasta jest ktoś odpowiedzialny za bezpańskie zwierzęta. Zawsze warto zadzwonić w to miejsce i poprosić o wsparcie. Zawsze lepiej zgłosić takie zwierzę niż pozostawić na pastwę losu. Dogadałam się z urzędnikiem, że przez kilka dni pies może mieszkać u mnie, ale ze względu na brak porozumienia z moimi zwierzętami nie mogę jej zostawić na zawszę, chociaż bardzo bym chciała.
Pies cudo!
Taki właśnie pies był z tego psa. Mądra, piękna, na spacerze zachowywała się jakbyśmy się znały od lat! Niestety przez kilka dni nie udało mi się jej zaprzyjaźnić z Kropką. Myślę, że trzymanie takiego stworzenia w kojcu przez całe jego życie nie jest mądrym rozwiązaniem. Ta piękność potrzebuje uwagi, przestrzeni i miłości. Z urzędnikiem umawiamy się tak, że już nie szukam jej właściciela – teraz szukamy jej nowego domu.
Małe szanse.
Na wsi ludzie nie chcieli nowego psa, bo mieli już swoje. A jeśli chcieliby to koniecznie szczeniaka. Płeć też ma znaczenie, suczki niby są uznawane za wierniejsze, ale taka to zajdzie w ciążę i będą koleje szczenięce problemy (świadomość korzyści ze sterylizacji psów na wsi wciąż jest niska). Moje ogłoszenie o poszukiwaniu domu stałego miało ponad 120 udostępnień, co jest dość sporym osiągnięciem. Niestety, codziennie odzewu brak.
Ostatnie formalności.
Pies alert! niesie ze sobą pewne formalności. Brak powodzenia w poszukiwaniach domu musiałam zgłosić w poniedziałek. Nie mogłabym jednak ze spokojem oddać psa, gdybym nie sprawdziła czy posiada czip (drobne urządzenie wszczepione pod skórą psa/kota, na którym zapisane są dane teleadresowe właściciela). Mimo obaw o podróż do oddalonego o jakieś 15 km weterynarza, wybrałam się wraz z córeczką, pełna nadziei o szczęśliwe zakończenie. Niestety… psina nie miała żadnego czipa czy tatuażu identyfikacyjnego. Zmartwiona wróciłam do domu. Wiedziałam, że po powrocie muszę wezwać schronisko po odbiór psa.
Błysk w oku.
Podjechałam pod dom, wysiadłam z samochodu, by otworzyć bramę. Tą samą czynność wykonywał sąsiad, który mieszka naprzeciwko. Szybkie „cześć” i wjechałam samochodem na podwórze. To samo zrobił sąsiad. Ponownie spotkaliśmy się, gdy zamykaliśmy nasze bramy. I wtedy zapytałam czy nie chciałby może przyjąć tego psa co go znalazłam kilka dni temu. Spojrzał na mnie, uśmiechną się, jego oczy zabłysnęły, powiedział, że bardzo by chciał, ale to rodzice muszą się zgodzić, bo posesja jest ich. Postanowiłam „kuć żelazo póki gorące”, zaprosiłam go na chwilę do siebie, gdy wyciągałam psa z samochodu, opowiedziałam o wszystkim, a psina dokończyła proces „zakochiwania się od pierwszego wejrzenia” i wskoczyła sąsiadowi w ramiona. Tego dnia nie zadzwoniłam do gminy…
Nadzieja umiera ostatnia.
Następnego dnia odezwał się do mnie ojciec sąsiada z informacją, że z przyjemnością przyjmą suczkę do siebie, ponieważ jest piękna, a oni od dawna szukali towarzystwa dla swojego pieska.
I tak właśnie zakończyłam procedurę „pies alert!”.
Zapisuję treść posta, który wtedy stworzyłam:
Kochani ludzie, zwracam się do wszystkich czytających, wszystkich udostępniających, wszystkich zainteresowanych losem tej bezpańskiej suczki. Z przyjemnością informuję, że znalazła dom!
Nowi właściciele to doświadczeni ludzie, którzy oferują ciepły dom z dużym ogrodem i super spacerami. Mają już jednego pieska, praktycznie takiego samego, tylko rudego. Przyjmują pod swój dach czarną koleżankę z pełną świadomością odpowiedzialności oraz z zapewnieniem o zadbanie o jej los i szczęśliwe życie.Nie wiemy jeszcze jak dziewczyna ma na imię, ale myślę, że będzie to najpiękniejsze imię brzmiące jak prawdziwy dom.Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy pomogli. Nie bądźcie obojętni na los samotnych zwierząt. Ona miała dom, jestem tego pewna. Nie dowiem się dlaczego go straciła. Myślę, że zrobiłam wszystko, by wróciła do domu, ale dom się nie odezwał, więc musiałam znaleźć nowy. Wielu ludzi wręcz błagało mnie, bym jej nie wysyłała do schroniska. Wierzcie mi, bardzo tego nie chciałam i co chwilę zwlekałam z telefonem. Szczęściem okazała się nieobecność urzędnika, a drugiemu nie chciałam wszystkiego na nowo tłumaczyć i postanowiłam, że póki urzędnika nie ma, to będę szukać domu. Wiele osób sugerowało, by została u mnie. Jednak ja mocno przeanalizowałam nasze możliwości i stwierdziłam, że nie mogę, nie dam rady. Miałam milion myśli, ale finalnie wolałam, by pies trafił do schroniska, niż by zdechł gdzieś po bezpańskiej tułaczce. I to jest mój apel do was : lepiej odłowić bezpańskiego psa, zabezpieczyć, starać się znaleźć dom i poinformować odpowiednie służby, niż przepłoszyć i pozbyć się problemu.Warto też rozmawiać. Mi wydawało się, że wszyscy moi znajomi wiedzą o sytuacji, w której jestem. Szukam więc, a swą pomoc w transporcie deklarowali znajomi z odległych części Polski, za co też bardzo serdecznie dziękuję. Aż tu nagle po tygodniu przedstawiłam psinę jej nowym właścicielom, którym przypadła do gustu.Finalnie czarna suczka będzie mieszkać po drugiej stronie ulicy.
Życzymy jej powodzenia, a wszystkim innym bezpańskimi psom życzmy szybkiego znalezienia swojego człowieka.